Jak wiemy na rynku mamy wiele dobrych szminek w rozsądnych cenach, mamy też sławne Mac'owe pomadki, które może nie kosztują 200 zł, ale jednak średnio 4x więcej niż większość drogeryjnych mazideł.
- Miękkość - Wyżej widzicie co stało się ze szminką - Złamała się i zaczęła się paćkać, brudzi ścianki od wewnętrznej strony i muszę obchodzić się z nią jak z jajkiem, żeby nie rozwalić jej jeszcze bardziej. Przetapianie szminki nie ma dla mnie sensu - zmarnowałoby się za wiele produktu.
- Cena - Bezapelacyjnie 86 zł dla przeciętnej kobiety mieszkającej w Polsce, to wiele.
+ Kolor - Był to zdecydowanie trafny wybór. Beżo-brąz, w lekko żółtych tonach, rzadko spotykany. Sądzę, że dobrze podkreśla moją urodę. Dobrze się w nim czuje. :)
+ Wykończenie - Nie mam pojęcia jak mogę nazwać ten efekt. Parę razy próbowałam go jakoś zdefiniować w jednym słowie, ale nie znalazłam odpowiedniego. jest to satynowy mat, z bardzo mocnym kryciem, można by rzec "kredowym".
+ Wydajność - Łączy się z poprzednim punktem. Ze względu na hipermocne krycie (naprawdę nie miałam styczności z drugim tak kryjacym produktem do ust) potrzeba jej bardzo niewiele aby uzyskać pełne krycie. Ja zazwyczaj przejeżdżam raz dolną wargę, odbijam to co na niej spoczęło na górnej, doprawiam niedociągnięcia i gotowe.
Podsumowując: Mam tą świadomość, że każde wykończenie i kolor zmieniają całkowicie jakość produktu, ale gdybym miała oceniać jedynie na podstawie pomadki posiadanej przeze mnie, to uważam, że gdyby na rynku nie byłoby dobrych produktów do ust w przedziale 15-40 zł, to byłabym w stanie wydać 86 zł na szminkę Mac'a. Ale w momencie gdy mamy dostęp do świetnych pomadek Golden Rose, Revlon'a, L'oreal'a czy Maybelline, które naprawdę nie odbiegają jakością od tych Mac'owych, to... jaki jest sens przepłacać?